Co właściwie robię w Norwegii i dlaczego akurat tutaj, jak to się zaczęło i kiedy? Kiedy dokładnie zrodziła się w naszej głowie (mojej i J., to w sumie naszych głowach, w końcu mamy dwie oddzielne:P) myśl o emigracji do kraju Wikingów?
Szczerze muszę przyznać, że dokładnie nie pamiętam. Na pewno wynikła jeszcze z rozmów prowadzonych w trakcie studiów o możliwościach jakie dają norweskie zarobki. Chodziło też o szybkie uniezależnienie się finansowe, a także bądź co bądź o przeżycie czegoś ciekawego, naukę nowego języka i możliwość praktycznego stosowania angielskiego, który już znaliśmy. Generalnie takie możliwości daje kilka europejskich krajów, ale nie ma co ukrywać - zdecydowaliśmy się na Norwegię ze względu na rankingi plasujące ją na pierwszych miejscach pod kątem zarobków i jakości życia. Kto z nas, Polaków w Norwegii, tak nie zrobił? :) Oczywiście fiordowe wybrzeże, cudowne widoki i niesamowite krajobrazy, które można spotkać tu dosłownie na każdym kroku miały w tym swój udział, ale - umówmy się - do życia potrzeba czegoś więcej niż doznań estetycznych ;)
Tak więc zdecydowaliśmy się na Norwegię i w założeniach mieliśmy wyjechać kiedy tylko J. obroni pracę magisterską. W tym czasie z większą lub mniejszą systematycznością skupialiśmy się na nauce języka norweskiego. Obłożona materiałami, fiszkami, kursami audio powtarzałam "Jeg heter Anna, jeg kommer fra Polen..." i czekałam na dzień, kiedy będę mogła powiedzieć to do jakiegoś Norwega, nie tylko do samej siebie czy do J. ;) W tym czasie zaczytywałam się w stronach poświęconych Norwegii, forach polonii norweskiej, blogach i wszelkiego typu materiałach, które miały przybliżyć mi ten kraj i ułatwić start.
W końcu nadszedł dzień gdy życie w Norwegii stało się realne. Po trzech miesiącach samotnego pobytu na mieszkaniu pracowniczym i pracy J. w Bergen udało się wynająć małe (malutkie.mikroskopijne.jak małe zobaczyłam dopiero po przylocie w drzwiach, zdjęcia w ofercie były wykonywane chyba przez te obiektywy które przekłamują przestrzeń czy coś :P) mieszkanie/kawalerkę (po norwesku HYBEL) i mogłam przylecieć, dołączyć do J. i zacząć swoją norweską przygodę. Jupi!
Tak, tak. Wtedy naprawdę zaczęłam się bać. <tchórz>
Jak to będzie, czy sobie poradzę, czy się dogadam, i czy samodzielna nauka języka norweskiego i samoocena że plasuję się na poziomie A2-B1 rzeczywiście jest coś warta? Cóż, nie było już odwrotu. Bilet kupiony, walizki spakowane. Lecę do Bergen! Ocena mojego przygotowania pod kątem języka i zderzenie z norweską rzeczywistością przychodzi bardzo szybko. Już wychodząc z budynku lotniska, taszcząc walizkę, wpada na mnie spiesząca się kobieta i lekko potrącam ją walizką. W kulturalności swej, chcąc wyrazić ubolewanie nad swą niezgrabnością i ją przeprosić, nie używam powtarzanych podczas nauki norweskiego setki razy słów "UNNSKYLD" czy "BEKLAGER" albo chociaż międzynarodowego "SORRY" - tylko mówię po prostu z przyzwyczajenia "PRZEPRASZAM". Tak, przepraszam! Co z tego że naprawdę miałam to na myśli gdy mina tej kobiety i odmalowujące się niezrozumienie na jej twarzy natychmiast uświadamia mi "Halo Anno, tu jest Norwegia, ta pani Cię nie rozumie". Stoję bezradna, dopiero J. odciąga mnie na bok i kieruje do wyjścia zaśmiewając się z mojej gafy. Ja też teraz, po roku, już się z tego śmieję :) ale wtedy potraktowałam to jako brutalne zderzenie z rzeczywistością i uświadomiłam sobie, że JA JUŻ NAPRAWDĘ JESTEM W NORWEGII. Swoją drogą, nie mogło się to zdarzyć wcześniej, na lotnisku to był pierwszy możliwy moment ;)
Minutę po tym czeka mnie kolejne smutne doświadczenie, które niestety od tego dnia pojawia się z porażającą częstotliwością i regularnością. Deszcz. Masy wody spadającej z nieba, doprowadzającej do białej gorączki i obniżającej poziom ekscytacji z przeprowadzki do zera.. Tak, tak, niby wcześniej wiedziałam że w Bergen ponoć pada przez 300 dni w ciągu roku. Czytałam o tym w Internecie, słyszałam o tym od J. ale nie wierzyłam że to prawda. No bo przecież jak to możliwe, kto normalny w takim miejscu buduje miasto? Niestety okazało się to prawdą i przekonałam się o tym już po wyjściu z lotniska i miałam przekonywać się o tym codziennie przez następne 2 tygodnie od przylotu. Deszcz dzień w dzień, a jak akurat nie pada, to znaczy, że albo padało przed chwilą albo dopiero zacznie. Naprawdę nie żartuję, więc jak komuś przyjdzie do głowy tu przylecieć to niech się nie łudzi tak jak ja, będzie mniej zawiedziony :P
Z czasem do deszczu zaczynasz się przyzwyczajać i traktujesz to jako stały element tego miasta i przygnębiający dodatek. Norwegowie poszli dalej w usprawiedliwieniach dla pogody, z uporem maniaka powtarzając "Det finnes ikke dårlig vær - bare dårlig klær!" co oznacza "Nie ma złej pogody - są tylko złe (nieodpowiednie) ubrania". Przez to na ulicach można spotkać ludzi ubranych w przeciwdeszczowe kombinezony, specjalne spodnie, kalosze, dzierżących parasole lub mających na głowach śmieszne przeciwdeszczowe czapeczki czyli SYDVEST ;-)
a dobra kurtka przeciwdeszczowa to w Bergen ekwipunek obowiązkowy. Deszcz nie jest tu powodem do siedzenia w domu, zaprzestania treningów, biegania, czy odłożenia wycieczki w góry na lepszą aurę (bo ona po prostu nie nastąpi:P). Norwedzy i pozostali mieszkańcy (wszak mam wrażenie że Norwegowie powoli przestają być większością mieszkańców Bergen, ale o tym napiszę innym razem) żyją normalnie czy deszcz czy słońce (tak, czasem się pojawia! :)). A jeśli to powiedzonko o nieodpowiednich ubraniach i specjalna przeciwdeszczowa odzież pozwala im cieszyć się życiem i funkcjonować normalnie w tym deszczowym mieście, to ja tez muszę jakoś się do tego dostosować. Choć na początku przychodziło mi to z trudnością.
Wracając do moich pierwszych kroków na bergeńskiej ziemi (zmoczonej deszczem :( ) z lotniska dotarliśmy do centrum miasta, zdążyłam zrobić szybkie, deszczowe zdjęcie na głównym placu miasta,
Festplassen
a potem dotarliśmy na nasze mikroskopijne mieszkanko i wtedy dotarło do mnie, że przygoda naprawdę, naprawdę się zaczęła.
Jeśli chcecie wiedzieć co było dalej, jak wyglądały moje dalsze dni tutaj, zapraszam do śledzenia bloga, wkrótce pojawi się dalsza część :) a tymczasem
Pozdrawiam, Ania
Aniu trzymam za Was mocno kciuki! Jako 100% estetka proszę o zdjęcia z tej cudnej krainy :D
OdpowiedzUsuńMartuś, zdjęć będzie oczywiście więcej, myślę że nawet już w przyszłym poście :) buziaki :*
UsuńTrzymam kciuki Ania :-) naprawdę miło się to czyta hehehhehe Natalia Kubicka
OdpowiedzUsuńDzięki kochana! :)
Usuńczyli retrospekcja, to lubię:) i właściwie to zaczyna mnie interesować Norwegia, za sprawą serialu Wikingowie (polecam)..tylko szkoda, że "Ciągle pada.." ja bym chyba tego nie przeżyła - depresja murowana;) trzymam kciuki! JB:*
OdpowiedzUsuńA ja też kilka odcinków widziałam ;) w takim razie mam nadzieję że to Twoje zainteresowanie Norwegią przyciągnę swoimi wpisami :) nooo depresyjne nastroje przez deszcz mam jeszcze do tej pory:P ale już lepiej sobie z nimi radzę. dzięki! :*
UsuńOpowiem Ci, dlaczego w Bergen wciąż pada.
OdpowiedzUsuńKiedy Bóg tworzył świat, stworzył Bergen i wydało mu się tak piękne, tak majestatyczne, że stwierdził że aż szkoda, żeby mu tego piękna ubywało i powiedział "A teraz będę Was mył codziennie!!!!" :D To często powtarzana tu anegdotka :)
Pozdrawiam,
Pati
Świetna! :) Jeszcze jej nie słyszałam - a doskonale tłumaczy o co chodzi z tym deszczem :P
UsuńPozdrawiam,
Ania
Hej, jestem Ania i jestem nowa w Norwegii, też mieszkam w Bergen. Będę tu zaglądać częśćiej.
OdpowiedzUsuńWitaj moja imienniczko, powodzenia w takim razie i mam nadzieję, że znajdziesz na blogu coś przydatnego :)
UsuńJuż znalazłam! Dzięki Twojej historii postanowiłam, że zawalczę o D nummer zanim znajdę pracę. NAV złożył w moim imieniu wniosek, opowiedziałam im taką samą historyjkę, co Ty i nie było problemu.
OdpowiedzUsuńhaha, cieszę się, że Ci w tym pomogłam :)
UsuńDziś pierwszy raz tu zajrzałam i wiem, że będę częściej, zapewne jesteś bardziej systematyczna w dodawaniu wpisów niż ja :)
OdpowiedzUsuńTe szerokokątne obiektywy robią tu furrore! Też się na to złapaliśmy szukając mieszkania :D
Oby Wam się wiodło!
W Bergen miałam przyjemność być dwa razy, zawsze chętnie wracam do zdjęć czy wspomnień, ale wiem, że nie przeprowadziłabym się tam, choć lubie to miasto i chętnie poczytam co słychać :)
Pozdrawiam
Witam :) Cieszę się, że mam nową, norweską czytelniczkę - też blogerkę ;) póki co mój blog jest nowy, ma ponad 2 miesiące więc staram się pisać systematycznie, zobaczymy jak będzie z czasem, np. po dwóch latach jak u Ciebie ;)
Usuńhehe, czyli wszędzie ta sama sztuczka, odpowiedni obiektyw i już mieszkanie się robi większe xD
Bergen jest piękne, ale rozumiem, że skoro poznałaś też inne norweskie miasta to na mieszkanie w Bergen byś się nie zdecydowała. Pogoda niektórych odstrasza, choć ja twierdzę że można się przyzwyczaić, a w ostatnich miesiącach tego deszczu nie ma aż tak dużo ;)
Pozdrawiam