czwartek, 7 lipca 2016

# TAKA SYTUACJA. Barnehage - Przedszkole. Częśc II.


Dzisiaj kolejna, też przedszkolna (jeśli ktoś nie widział pierwszej, niech kliknie tutaj). Ta jest krótka! ;)

DU ER SÅ FLINK TIL Å KLATRE!

Kolejny dzień w przedszkolu. Tym razem wybraliśmy się z dziećmi na "tur i skogen", czyli wycieczkę do lasu połączoną z ogniskiem i... parówkami pieczonymi na grillu. (Serio!) W praktyce ta wielka wyprawa do lasu oznaczała wyjście za teren przedszkola, położony na skarpie, z krzewami, drzewami i wszystkim tym, co w przyzwoitym lesie powinno się znajdować. Dzieci momentalnie rozbiegły się po terenie i zaczęły turlać się po skarpie (aha, wspomniałam że, oczywiście, padał deszcz?), brudząc się przy tym niemiłosiernie i - ku mojemu przerażeniu - wspinać się na drzewa, i to naprawdę wysoko !!! Panie przedszkolanki obserwowały dzieciaczki, ale bez paniki w oczach, raczej były zajęte rozmowami. Ja się wczułam i cała w strachu stałam pod drzewami, asekurując to jednego to drugiego malucha, prosząc lękliwie, żeby były "forsiktig", czyli ostrożne. One jakoś niewiele sobie z tego robiły - w końcu to dzieci, zdziwiło by mnie, gdyby bez żadnych oporów mnie posłuchały i zlazły:-P zastanowiło mnie jednak to, że w ich oczach zauważyłam, że to moja reakcja jest dla nich dziwna i nieznajoma. Że nie wiedzą, dlaczego proszę ich by uważały i nie spuszczam z nich oczu... Wyjaśnienie przyszło w postaci pań przedszkolanek, które podchodząc do wspinających się dzieci, każdego chwaliły słowami "Du er så flink til å klatre!". Czyli "jesteś taki dobry/zdolny we wspinaniu!". I odchodziły, nie zaszczycając wyczynów dzieci większą uwagą, troską, czy tak jak ja - strachem.

...

A więc to to tak trzeba było do dzieci mówić, że zdolne małpiątka i wspiąć się mogą tak wysoko na drzewo i że w ogole są takie flink i och i ahhh... a nie jak ja krążyć miedzy drzewami w strachu, bojąc się że któreś spadnie, starając się mieć oczy naokoło głowy i asekurując kogo się da...

To ja nie wiedziałam...

10 komentarzy:

  1. Dzięki, wiedziałam, że napiszesz coś jeszcze ;) Po takim wpisie przychodzi refleksja, że jednak my byliśmy wychowywani zupełnie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  2. całkiem fajne podejście tych pań przedszkolanek , warto nieco wyluzować i zaufać maluchom, bo są całkiem zdolne ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na początku miałam serce w gardle każdego dnia jak przychodziłam do przedszkola i pytałam "Gdzie Mathias?" a on albo siedział na drzewie, albo chował się w krzakach, albo siedział w kałuży i bawił się w najlepsze. A potem zrozumiałam, że tak już jest z tymi dziećmi w norweskich przedszkolach :D po dwóch latach szłam już prosto do drzewa albo tam, gdzie wiedziałam że są ogromne kałuże :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D fakt, największe kałuże to najlepsze miejsce zabaw dla maluchów!

      Usuń
  4. A najlepiej jak dzieci robią obok kałuży kulki z błota i pakują je sobie do kieszeni :P

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawe podejście :) w Polsce na pewno by nie przeszło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, kompletnie inny świat i mentalność. U nas wycieczka do parku to wyczyn. Do lasu? Na ognisko? Wspinać się po drzewach? Bożesz Ty mój, nigdy w życiu. Las = kleszcze, pewna bolerioza i zapalenie opon mózgowych. Ognisko = pożar i poparzenia 3 stopnia. Wspinaczka = połamane kończyny i wstrząs mózgu :P

    http://brewilokwencja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Potwierdzam. Norweski stosunek do dzieci, brudzenia się, świeżego powietrza jest zupełnie inny niż w Polsce. Moja siostra jest nauczycielem wychowania przedszkolnego. Czasami zdarzają się rodzice, którzy nie życzą sobie jednego spaceru dziennie (wymaganego przed podstawę programową) bo jest zimno/ jest mokro/ jest jesień/ jest zima/można się przeziębić/ w budynku cieplej. W takich przypadkach moglibyśmy brać przykład z Norwegów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz, kiedy już pracuję w przedszkolu, pomyślałam, że napiszę Ci Aniu, że według standardów mojego przedszkola postąpiłaś właściwie. Też byłam na wycieczce w lesie, też się dzieci wspinały i pani asystentka podchodziła do dzieci i mówiła, żeby były ostrożne i pytała czy ma pomóc im zejść. U nas asystenci nie urządzają sobie prawie w ogóle pogaduszek, są maksymalnie skoncentrowani na tym co robią dzieci, nieustannie podchodząc do nich, zagadując, oferując pomoc lub poddając pomysły zabawy.

    OdpowiedzUsuń