środa, 2 marca 2016

Formalności. Czar norweskich urzędów publicznych. Część I.




Przeprowadzka do obcego kraju zawsze wiążę się z załatwieniem pewnych formalności w urzędach. Warto sprawdzić zawczasu, najlepiej jeszcze przed wyjazdem, jakich dokumentów potrzebujemy i dopełnienia jakich formalności się od nas wymaga w danym kraju, by ustalić sobie plan działania i kolejność odwiedzin w poszczególnych instytucjach. Dzisiaj o tym, jak to wygląda w Norwegii dla obywateli Unii Europejskiej.


Nie wiem jak Wam, ale mi urzędy w Polsce nie kojarzą się najlepiej i jak mam coś do załatwienia, to zawsze zastanawiam się do ilu okienek/pokojów/gabinetów/opcjonalnie innych urzędów trafię, zanim doprowadzę sprawę do końca (o ile w ogóle). I czy trafię na kompetentnego pracownika, czy będę odsyłana z miejsca w miejsce, czy ktoś nie wprowadzi mnie w błąd, albo czy czekając na swoją kolej będę obserwować jak panie pracujące piją kawę, chodzą z kartkami papieru od drzwi do drzwi albo przekładają je z jednej sterty na drugą. Brrrr, koszmar! ;)

Przeprowadzając się do Norwegii chciałam dowiedzieć się, czego się spodziewać w tym temacie. Czy też będę musiała biegać od urzędu do urzędu chcąc załatwić potrzebny mi papierek, i tłumaczyć każdemu kolejnemu urzędnikowi na którego trafię, o co mi w ogóle chodzi? W dodatku biorąc pod uwagę barierę językową, czy mogę z góry założyć że to będzie długa i żmudna przeprawa, niekonieczne zakończona sukcesem? Przeczytałam więc przed wyjazdem wiele stron i poradników, a także norweskich broszur informacyjnych o niezbędnych formalnościach obowiązujących przy rejestracji pobytu w Norwegii obywateli UE, poszukiwaniu pracy, zgłoszeniu pobytu na policję, zdobyciu pozwolenia na pracę, założenia konta bankowego, uzyskaniu numeru personalnego albo tymczasowego... Uff, dużo tego było, ale po ułożeniu sobie tego w głowie i doczytaniu dostępnych informacji i opinii o norweskich urzędach, stwierdziłam, że to wszystko jest do ogarnięcia. Do prawie każdej sprawy, którą musiałam załatwić, jest formularz, na stronach internetowych poszczególnych urzędów jest podane co można w nich załatwić, wystarczy pójść do właściwego, wziąć odpowiedni formularz, wypełnić (są nawet wzory wypełnienia formularza po polsku do wglądu!), wziąć numerek do kolejki, podejść do urzędnika, podać formularz a on już sam będzie wiedział co z tym zrobić, nawet nie musisz za bardzo tłumaczyć. Proste? Proste! Przynajmniej tak wyglądało to w relacjach osób na forach internetowych i z relacji J., który te formalności załatwiał wcześniej niż ja i raczej wszystko przebiegło bezproblemowo (no, może oprócz zakładania konta w banku, ale to wymagało tylko dodatkowego dokumentu poświadczającego od pracodawcy). Jednak ja napotkałam już więcej przeszkód...



Zgodnie z tym, co znalazłam w Internecie, ułożyłam sobie następujący plan działania:

1. Szukanie pracy --> mam umowę o pracę (jobbkontrakt / arbeidsavtale)
2. Wizyta w SKATTEETATEN - Urzędzie Podatkowym --> składam podanie o kartę podatkową (skattekort), jednocześnie składam podanie o tymczasowy numer personalny (D-nummer)
3. Rejestruję się internetowo na stronie UDI (Urzędu Imigracyjnego), dostaję wyznaczony termin zgłoszenia na POLITI - komisariat policji, gdzie ukazując paszport, umowę o pracę i umowę najmu (leiekontrakt) mieszkania, otrzymuję pozwolenie na pobyt (registeringbevis)
4. Idę do banku wraz z kompletem dokumentów : paszportem, umową o pracę, kartą podatkową, D-nummerem i registeringbevis i zakładam konto bankowe (bankkonto).

I generalnie to wszystko. Cały proces uruchamiało znalezienie pracy (a przynajmniej tak wynikało z wiadomości, które uzyskałam), a potem (teoretycznie) szło już z górki. Wiedziałam, że obywatele UE na terenie Norwegii mogą przebywać bez żadnych pozwoleń, w celach turystycznych, do 3 miesięcy, a jeśli chcą przebywać dłużej, mogą przebywać 6 miesięcy, o ile zarejestrują się jako osoba poszukująca pracy i otrzymają D-nummer.

Zajęłam się więc szukaniem pracy, skoro to ona była furtką do dalszych kroków. Niestety nie było to takie łatwe. Do pracy zgodnej z moim wykształceniem potrzebowałabym lepszego języka norweskiego, do pracy podobnej jak wykonywałam w Polsce kursów i zaświadczeń, do najprostszych prac takich jak sprzątanie i tym podobnych - doświadczenia (!?), a tak naprawdę do jakiejkolwiek pracy - norweskich referencji, że już pracowałam u norweskiego pracodawcy i ma kto o mnie powiedzieć, że jestem "FLINK" (zdolna, dobra w czymś, co robię). Bo podobno dla Norwegów bardziej liczy się to, co o Tobie powie drugi Norweg niż to, co masz w CV... Tak to się przedstawiało na początku, dlatego kiedy w końcu dostałam zaproszenie na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną, chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie, żeby żadne referencje nie były już konieczne. No i chyba mi się udało, bo po rozmowie zaczęliśmy przechodzić do konkretów, i wtedy padło pytanie "jaki jest Twój D-nummer?" No i konsternacja. Słuchaj, no ale ja tu jestem od dwóch miesięcy, jeszcze nic takiego nie mam bo 3 miesiące mogę sobie urzędować bez tych formalności, a wiem że cały proces uruchamia podpisanie umowy o pracę, no to jak podpiszemy to wtedy go będę mieć już na pewno i całą resztę też. Przecież to chyba nie ma znaczenia, żaden problem, co nie? No i niestety, pan z zatroskaną miną stwierdził, że on bez D-nummeru nie może mnie wprowadzić do swojego systemu pracowników, i najpierw mam sobie załatwić ten numer a potem mogę się ewentualnie do niego wrócić i przypomnieć. Super...



Po takim zderzeniu z rzeczywistością stwierdziłam, że nie ma co czekać aż te 3 miesiące upłyną i lepiej, jak zarejestruję się jako osoba poszukująca pracy od razu.Zarejestrowałam się na policji internetowo, i podczas wizyty mówię, że chciałam zarejestrować swój pobyt na 6 miesięcy i złożyć podanie o D-nummer. Pan wklepał coś w komputer, stwierdził że jestem już zarejestrowana, ale D-nummer to nie tutaj. To pytam gdzie. A on na to żebym spróbowała w urzędzie podatkowym to jak będę wyrabiać kartę podatkową to mi przydzielą z automatu. Ja (sceptycznie) mówię, że to tak nie działa bo ja nie mam umowy o pracę więc nikt mi tej karty nie da. To pan policjant (zgadując) a to może w banku przy wyrabianiu konta dostaniesz... a ja wiedziałam że tymbardziej to nie jest możliwe, bank to ostatni krok, z którym nawet J. miał problem mimo, ze miał już wszystkie dokumenty. Napisałam do potencjalnego pracodawcy, że mam z tym problem, ale on zdania nie zmienił, potrzebuje ode mnie D-nummeru i już. Swoje kroki skierowałam więc do NAV-u (Urzędu Pracy i Dobrobytu), bo w końcu wyczytałam, że to on jest urzędem właściwym to wystąpienia o D-nummer w moim imieniu, jako osoby poszukującej pracy. Wzięłam numerek, trafiłam do pana... który stwierdził, że skoro nie pracowałam w Norwegii przedtem i nie należy mi się żaden socjal z ich urzędu, to ich nie interesuje że ja szukam pracy i że potrzebuje D-nummer i chcę się zarejestrować jako szukająca pracy, bo to nie oni są od tego. Mówię, że miałam rozmowę kwalifikacyjną i gość chce mnie zatrudnić ale muszę mieć ten numer do podpisania umowy. To powiedział, że nie ma takiego obowiązku i dostanę D-nummer jak już będę mieć umowę i żebym porozmawiała z pracodawcą... Błędne koło... Zapytałam, czy jest pewny i poprosiłam, żeby poszedł i się skonsultował z kimś innym. Wrócił po 5 minutach i z uśmiechem na ustach stwierdził, że to niemożliwe i to zły adres. Wrrrr. Tu już byłam zła, bo wiedziałam, że jedynie w tym urzędzie to mogę załatwić ale brakło mi argumentów. Wróciłam na mieszkanie, wydrukowałam ze strony Urzędu Podatkowego informację, jaki urząd ma obowiązek wystąpić o D-nummer w mojej sytuacji i wróciłam do NAV-u, z nadzieją, że trafię na innego urzędnika. I się udało :) I choć pani na początku miała tą samą śpiewkę "to nie u nas, my nie możemy" to gdy pokazałam wydruk (trochę ubarwiłam rzeczywistość mówiąc, że dostałam to w Urzędzie Podatkowym i kazali mi z tym przyjść i się upomnieć o swoje ;) ) urzędniczka od razu wyciągnęła odpowiedni formularz i złożyła wniosek o numer tymczasowy, informując, że maksymalnie do 2 tygodni go otrzymam, ale nie pocztą, tylko muszę przyjść do urzędu i się dowiadywać. No ok, ważne że będzie. Po dwóch tygodniach nadal nie było, a pan, który mi to sprawdzał, stwierdził, że to nie jest pewne że ja go w ogóle dostanę, bo to jest uznaniowa decyzja i to się dopiero okaże, ale generalnie na taką decyzję czeka się 5 tygodni... Wtedy się naprawdę zdenerwowałam. No bo przepraszam bardzo, to jest ten sam urząd, który ma swój statut, wewnętrzne przepisy, prawo czy jak to się tam nazywa, i powinien działać na stałych i określonych zasadach, a nagle każdy urzędnik ma swoje wytyczne? I każda osoba z którą rozmawiam mówi co innego? To po co piszą na stronach internetowych, w broszurach, jakie to są proste i przejrzyste procedury, jak ja tu głupiego D-nummeru nie mogę załatwić żeby się nie denerwować...?

Po 4 tygodniach D-nummer "już" był. A pan z rozmowy kwalifikacyjnej JUŻ mnie nie pamiętał...



Było to dla mnie strasznie dziwne, bo wątpię, że byłam pierwszą osobą w całym Bergen, która szukała pierwszej pracy i chciała otrzymać D-nummer i urzędnicy nie wiedzieli jaki jest szablon postępowania. Albo trafiałam na mało kompetentnych, albo nie zaangażowanych w swoją pracę... Tak samo potencjalny pracodawca, który wiedząc, że jestem osobą nową w Norwegii, bez pozwoleń, numerów itp. wymagał ich ode mnie by móc ze mną podpisać umowę,..  W każdym razie doszłam do wniosku, że ułożenie sobie w głowie planu, nawet najlepszego, może się nie sprawdzić, bo nie wszystko idzie zgodnie ze schematami. Że wszystko w jakimś stopniu zależy od ludzi, na których trafiasz.

W następnym poście napiszę o tym, jak udało mi się załatwić resztę formalności :)

Pozdrawiam,
Ania

5 komentarzy:

  1. Cenne informacje , dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć. Jestem w Norwegii od niedawna i mogę Ci powiedzieć, że nic na początku nie było dla mnie łatwe...tyle załatwiania...masakra jakaś...a znalezienie pracy było co najmniej trudne...nawet był taki moment, że chciałam wrócić z powrotem do Polski, za którą strasznie tęsknię:(Jak Tobie poszło szukanie pracy po tej pierwszej nieudanej próbie? Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) No niestety początki są bardzo trudne, ja też w myślach pakowałam walizki i wracałam do Polski wiele razy, z resztą tęsknię nadal i to się raczej nie zmieni. Szukanie pracy zajęło trochę czasu, masa wysłanych CV bez odpowiedzi, roznoszenie CV bez efektów, ale co mogę doradzić to właśnie roznoszenie CV osobiście, bycie upierdliwym, chodzenie do tych samych firm po kilka razy i pytanie o pracę a także naukę języka i staranie się prowadzić rozmowę kwalifikacyjną, lub choćby ją zaczynać, właśnie po norwesku :) a Ty już znalazłaś pracę?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Hej :) Ja znalazłam pracę w sprzątaniu, niestety nie taką o jakiej człowiek marzy, ale zawsze to już jest coś na początek :)Wysłałam masę mejli,ale też nic to nie dało...niestety bez języka nic się nie zdziała :) A język szkolę cały czas :) Chodziłam na kurs w Oslo :) W międzyczasie planuje szukać innej pracy, ale zobaczymy jak będzie :D
    pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, każdy jakoś zaczyna, ja też ambitnej pracy nie mam :P ale staram się ten norweski poprawiać i może z czasem postaram się o jakąś lepszą pracę ;) najważniejsze że zarabiamy kasę :P
      Pozdrawiam!

      Usuń